wtorek, 17 maja 2016

Kompulsywne jedzenie – z czym to się je?


„Eee, przesadzasz. Każdy lubi sobie czasem pojeść”. Te słowa może wypowiedzieć tylko osoba, która nigdy nie miała do czynienia z problemem kompulsywnego jedzenia. Z drugiej strony, skąd miałaby wiedzieć, co dzieje się w umyśle chorej osoby?

Zdarza Ci się słyszeć, jak znajome skarżą się, że rzuciły się na tabliczkę czekolady i pochłonęły ją w mgnieniu oka, potem zjadły dwudaniowy obiad, a na deser pocisnęły jeszcze jakieś słodycze, ciasteczko czy lody? I są takie nieszczęśliwie i grube?  A Ty wiesz, że co najwyżej są łakomczuszkami, którym daleko do nas – kompulsywnych  obżartuchów (nazywajmy rzeczy po imieniu). Skąd bowiem mogą wiedzieć, że…

… to przychodzi nagle. To spięcie, jednocześnie jakby podniecenie. Niecierpliwość.

Gdy przychodzi w domu – zaczyna się przeszukiwanie szafek. Gdy jest ktoś z domowników, zwykle cichaczem, po kryjomu, bo wstyd. Najpierw szafki ze słodyczami, paluszkami. Może ostała się jakaś chałwa, baton? Jeśli nie – chleb, Nutella, dużo sera, majonez, ketchup, szynka. Tosty! Dalej płatki śniadaniowe – cała paczka, dobrze, gdy dopadnie się crunchy. Wszystkie orzeszki, migdały, kokos. Cukier puder, miód, ale też ryba z puszki. Potem przychodzi czas na jawną dobroć dla innych – „Może ktoś ma ochotę na budyń albo naleśniki z lodami i czekoladą?”. „Nie ma składników? Nie szkodzi! Pobiegnę do sklepu, chętnie zrobię”.

Gdy przychodzi na mieście – najlepszy jest większy sklep, w którym jest czas na zastanowienie. Stojąc przed regałem ze słodyczami, czujesz się jak dziecko. Chce się wszystkiego, ale nie potrafi się zdecydować na coś konkretnego. Byle dużo, byle czekolada, byle to, co na co zwykle położony jest szlaban. W drodze do kasy jeszcze sok, piwo, może Cola, ale ta pełnowartościowa, nie jakaś light. Lodówka – hmm, lody, najlepiej te litrowe + na patyku na drogę. Chipsy! Jak można zapomnieć! Drożdżówki, świetne są te z tuczącym nadzieniem.

Potem poszukiwania dogodnego miejsca. Gdy jedzie się do domu, już po drodze ukradkiem wciska się czekoladki i ciasteczka, zjada loda „na start”.

Najlepszy jest spokój, najlepszy jest czas, gdy w pobliżu nie ma nikogo. Wtedy można oddać się pochłanianiu bez przeszkód. Kolejne paczki rozrywa się z lekkim zdenerwowaniem. Czas. Wydawać by się mogło, że go nie ma – tak szybko znikają przekąski.  Jedzenie? Smakowanie? Delektowanie się? Nie – to po prostu jest obżarstwo. Zwykle od 30 minut do godziny. Wynik? Ok. 6-10 tys. kcal. Przykładowa objętość? Paczka chipsów, 2 drożdżówki, bochenek chleba z wszystkimi dostępnymi w lodówce składnikami (oprócz sałaty i innych zdrowych warzyw – bez przesady!), 8 tostów, 2 paczki ciastek (najlepiej z kawałkami czekolady lub w polewie), 2 paczki draży, lody – około litra, 3 batony, dużo cukierków czekoladowych, odgrzewana pizza, soczki, cola, ciastko (najlepiej jakieś z kremem). 

Przecież normalny człowiek nie jest w stanie tego zjeść! Normalny – nie, chory – tak.

A potem mija. I to jest chyba najgorszy czas. Spada napięcie, a przychodzi rzeczywistość. Żołądek boli od zbyt dużej treści pokarmowej, zbyt tłustych i przesolonych pokarmów. Czasami nie można się ruszać, trzeba posiedzieć trochę usiłując złapać powietrze. 

Posiedzieć i zacząć myśleć, analizować co się stało...

I przychodzi wstręt – do JA psychicznego i JA cielesnego. Obleśne. Grube. Beznadziejne. Miliony ludzi potrafią normalnie jeść, a Ty? Miliony ludzi dbają o dietę, a Ty? Czy to naprawdę takie trudne? Wystarczy przestać żreć!

Jeśli ciągle tu jesteś to znaczy, że albo mało wiedziałeś o kompulsywnym jedzeniu, albo doskonale znasz ten problem. Poważny problem. Problem marnowania sobie życia. Problem zasmucania sobą innych. Problem hierarchii własnych wartości. Problem w dostrzeżeniu tego, co naprawdę istotne. 

Najwyższy czas zdefiniować swojego wroga, spróbować go oswoić, nazwać i zmienić swoje życie.

Twój Towarzysz Kompuls

6 komentarzy:

  1. Czytam o sobie :/ ja kompulsywny zajadacz ;/ czy uda sie z tego wyjsc? Jak uspokoic glowe? Udalo sie Pani? Pozdrawiam - i dziekuje za bloga!
    Ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Aniu!

      Dziękuję, że odwiedziłaś mnie tutaj i mam nadzieję, że zostaniesz na chwilę!

      Odpowiedź jest tylko jedna - tak, da się z tego wyjść, da się pogodzić ze sobą i jedzeniem, da się naprawdę żyć i z tego życia korzystać! Jest możliwym, by uśmiechać się do siebie i swojego odbicia. Nie jest to proste, ale jak najbardziej możliwe.

      Przede wszystkim trzeba skupić się na swoim postrzeganiu świata i samego siebie. Bez zmiany pewnych irracjonalnych myśli, nie dojdzie do zmiany zachowania. Musisz poznać siebie i swój problem, żeby ruszyć do przodu. Konieczne jest wsłuchanie się w siebie, analiza. A potem metodą małych kroczków, z umiejętnością odpuszczania i wybaczania sobie, wejdziesz na wyższy poziom jakości życia. Jestem tego pewna! :)

      Ściskam Cię mocno!
      M.

      Usuń
  2. Ja też czytam o sobie...nie umiem, nie potrafię sobie z tym poradzić...to jest tak silne uzależnienie. To głupie ale często myślę że wolałabym być uzależniona od narkotyków czy alkoholu bo to byłoby łatwiejsze. Nie radzę sobie z tym co mam w głowie. Nie pamiętam kiedy jadłam z głodu a nie z emocji...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj,

      świetnie Cię rozumiem! Im bardziej człowiekowi zależy, im bardziej stara się coś z tym zrobić, tym jest trudniej, a porażki bolą jeszcze mocniej :( Ale wiesz co? Sama zdefiniowałaś swój problem. "Nie radzisz sobie z tym, co masz w głowie". A od tego właśnie trzeba zacząć, bo jeśli nie znajdziesz sposobu na wyciszenie tego demona, trudno będzie poradzić sobie z kompulsem. Odpuść myślenie o jedzeniu, o napadach, a skup się tylko i wyłącznie na sobie. Daj sobie CZAS, bądź dla siebie dobra, pogadaj ze sobą, wyjaśnij sobie wszystko, a gwarantuję Ci, że reszta przyjdzie sama.

      Trzymam za Ciebie mocno kciuki i dawaj znać, jak Ci idzie!
      M.

      Usuń
  3. Trafiłam na Twój blog i bardzo cieszę się że mogę poczytać wypowiedzi osoby, która ma problem taki jak ja. Jestem w trakcie terapii a nawet można powiedzieć że w trakcie jej kończenia. Przez ostatnie 3-4 miesiące myślałam że problem zniknął, ale zdałam sobie sprawę że jest to przypadłość na całe życie. Rozpoczął się ciężki okres w moim życiu i pojawił się strach że wszystko powróci dlatego muszę dalej kontrolować swoje działania. Myślę że uda mi się znaleźć wsparcie na Twoim blogu. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Nino!

      Dziękuję za Twoje odwiedziny i za komentarz. Wiem, że jest wiele opinii na ten temat, ale uważam, że pracować nad sobą należy cały czas. Wiesz jak to jest - nękanie i obrażanie siebie przychodzi nam zdecydowanie łatwiej, niż pochwała, prawda? :) "Strach" i "kontrola" - auć! Nie podchodź tak do tego. Aż mi ciarki przeszły, bo od razu nasuwają się wspomnienia. Żadnej kontroli, żadnego strachu - po prostu dobre nastawienie i oczy otwarte na to co dobrego nas otacza! Wiem, że łatwo się mówi, a życie mocno daje nam w tyłek od czasu do czasu, ale warto wtedy pamiętać o banale - że to sinusoida i w końcu nadejdzie słoneczny dzień. Zobacz, jak wiele już wypracowałaś! Nie daj samej sobie tego odebrać! Ale błagam - nie podchodź do tego z hasłami "muszę", "kontrola", "strach", "terror", "tragedia" itd.

      Ściskam ciepło i trzymam kciuki!
      M.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...