To był tydzień wypełniony drobnymi przyjemnościami i
sytuacjami, które po raz kolejny pozwoliły mi uświadomić sobie, jaką jestem
szczęściarą.
Przyjaźń
Od ponad 20 lat w jakimś stopniu współistniejemy. Nie dzwonimy
do siebie, nie spędzamy długich godzin na pogaduszkach. Widzimy się raz, góra
dwa razy do roku. A jednak wiem, że Ona jest gdzieś tam i zawsze mogę na nią
liczyć. Bez owijania w bawełnę, bez półsłówek, prosto z mostu – mówi, co myśli,
wspiera mnie, ale też dzieli się swoimi problemami wierząc, że jestem osobą,
której może zaufać. Za to jestem jej bardzo wdzięczna. Akceptuje mnie taką jaką jestem i nie próbuje mnie zmieniać, choć czasem
zdarza jej się przywrócić mnie do pionu. Mimo życiowych perturbacji
poświęca mi swój czas. Ona. Osoba, która nie pozwoliła się przegapić, która
jest na tyle uparta, by nigdy nie stać się „najbliższą, której nie ma”
(niedługo pojawi się na blogu wpis na ten temat). Jestem szczęściarą, że mam
kogoś takiego. Dzięki Aniu J
Ryzyko i ryk silników
Trwa – uważany za jeden z najniebezpieczniejszych na świecie
wyścigów ulicznych – Isle of Man TT,
który rozgrywa się na wyspie Man. Jako motocyklistka i miłośniczka sportów
ekstremalnych mam w sobie jakąś niezdrową przyjemność śledzenia tego najeżonego
adrenaliną wydarzenia. Będąc w Anglii mogę w końcu oglądać relacje z TT w
telewizji.
Nie ma wątpliwości, że w wyścigu biorą udział ludzie szaleni. Nikt o zdrowych zmysłach nie jeździ ze średnią prędkością ponad 200 km/h po wąskich uliczkach. Nikt normalny nie staje do wyścigu, w którym do tej pory zginęło ok. 250 uczestników. Kilka dni temu podczas treningów zginął kolejny, tym razem Australijczyk z załogi sidecar'a. I pewnie nie będzie to ostatnia ofiara. A jednak TT przyciąga nie tylko kierowców, ale również rzeszę widzów. Bilety na prom na wyspę wyprzedają się z dwuletnim wyprzedzeniem.
Nie ma wątpliwości, że w wyścigu biorą udział ludzie szaleni. Nikt o zdrowych zmysłach nie jeździ ze średnią prędkością ponad 200 km/h po wąskich uliczkach. Nikt normalny nie staje do wyścigu, w którym do tej pory zginęło ok. 250 uczestników. Kilka dni temu podczas treningów zginął kolejny, tym razem Australijczyk z załogi sidecar'a. I pewnie nie będzie to ostatnia ofiara. A jednak TT przyciąga nie tylko kierowców, ale również rzeszę widzów. Bilety na prom na wyspę wyprzedają się z dwuletnim wyprzedzeniem.
Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się jednak zobaczyć zmagania na
żywo. Co jest takiego fascynującego w TT? Jazda po bandzie? Śmiertelne ryzyko
podejmowane przez uczestników? Zawrotna prędkość na publicznej drodze, na
której nigdy nie ma gwarancji, że nagle nie wyskoczy zza krzaczka jakieś
spłoszone zwierze? Piękno przyrody pomieszane z dreszczykiem emocji? Chyba wszystko po trochu…
Chłód pościeli
Taka mała rzecz, a cieszy. Uwielbiam kłaść się wieczorem lub
budzić się rano, mieć chwilę dla siebie, odprężyć się i pod stopami poczuć
przyjemny chłód pościeli. Nie umiem tego wytłumaczyć, ale to przynosi
mi taką samą radość, jak niektórym poranna kawa wypita w spokoju, bez pośpiechu. Lubię też tę świadomość, zwłaszcza w
weekend, że nigdzie nie muszę się spieszyć, że mogę poleżeć jeszcze chwilę, poleniuchować.
Zwykle i tak zaraz się zrywam z łóżka, ale to błogie nicnierobienie sprawia mi dużą
przyjemność.
Spaghetti Carbonara
Po raz pierwszy w życiu postanowiłam zrobić Carbonarę. Udało
się, wyszło pysznie i nie zrobiła się jajecznica. Co więcej mam przepis, który
nie wymaga wiele czasu i kosmicznych umiejętności. Może przy kolejnym razie
pokuszę się o relację – na pewno to danie zagości w naszym jadłospisie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz