niedziela, 26 czerwca 2016

Ja, perfekcjonista – perfekcjonizm a kompulsywne jedzenie



Nie lubię słowa perfekcjonizm. Od razu kojarzy mi się źle. Słyszę „perfekcjonista”, myślę – „człowiek z problemami”. Dla mnie perfekcjonizm to też świetne wytłumaczenie dla kolejnych porażek i prokastynacji – tak łatwo powiedzieć „jestem perfekcjonistą, nie mogę pokazać światu czegoś niedopracowanego”. Nie o tym jednak dzisiaj, a o związku perfekcjonizmu z zaburzeniami odżywiania.

„Perfekcjonistka” to ostatnie słowo, które wypowiedziałabym pod swoim adresem. Bo niby czemu, skoro nic w moim życiu nie jest perfekcyjne? Można przecież lepiej, dokładniej, z większym naciskiem na szczegóły. Do pewnego czasu w moim rozumieniu perfekcjonista był kimś, kto jest skuteczny, kto spod swoich skrzydeł wypuszcza rzeczy niezwykłe, bezbłędne, niebanalne. To ktoś, kto jest nieugięty, zmotywowany, kto dąży co celu i nie zawraca w połowie. To nie byłam ja, kompulsywny obżartuch. Gdybym taka była, byłabym szczupła, piękna i odnosiła sukces za sukcesem.

Czyżby?

Dziś wiem, że chociaż  nic w moim życiu nie jest perfekcyjne, jestem szczęśliwa i mam wszystko, czego do szczęścia mi potrzeba. Brzmi banalnie? Ale jakie to wygodne i przyjemne! :) Żyjemy w zgodzie z Kompulsem, doceniam to, co mam, cieszę się „chwilami”, których w mym życiu jest od groma. Ale żeby osiągnąć taki stan, musiałam zrozumieć, w czym tkwi mój problem i nauczyć się panować nad swoim – a jednak, jak się okazało po tylu latach – perfekcjonizmem, który do tego czasu źle definiowałam. A tymczasem

zdaniem uczonych perfekcjonizm jest jedną z głównych cech charakteru – zaraz po niskiej samoocenie – występujących u osób z zaburzeniami odżywiania. Określa się go jako „dysfunkcjonalny model samooceny oparty na wysokich wymaganiach i osiągnięciach”. 

No dobrze, ale w czym przejawia/ł się u mnie i u innych kompulsywnych obżartuszków? Warto zatrzymać się przy każdym z poniższych punktów i przeanalizować go w kontekście własnego życia.

- w silnym powiązaniu własnej samooceny z osiągnięciem postawionych sobie - zwykle nierealnych - celów (wieczne poczucie braku sukcesu)
- w silnym strachu przed porażką
- w strachu przed ryzykiem i tym, co nowe
- w strachu przed podjęciem nieskrępowanych, spontanicznych działań
- w braku umiejętności przegrywania i radzenia sobie z niepowodzeniami
- w braku umiejętności przyjmowania krytyki (branie wszystkiego bezpośrednio do siebie, brak dystansu do własnej osoby)
- w silnym samokrytycyzmie, trudności w akceptacji siebie i swoich ułomności
- w wybujałych aspiracjach
- w negatywnej samoocenie
- w wycofaniu, nieśmiałości
- w zaburzeniach poznawczych (zaburzenia pamięci, postrzegania siebie i innych, trudności z koncentracją i zapamiętywaniem, zmiany nastroju)
- w świadomej lub nie – silnej zależności emocjonalnej od rodziców (potrzeba akceptacji z ich strony)

Choć jednocześnie:
- w ambicji
- w ciężkiej pracy
- w sumienności i potrzebie wywiązania się z obowiązków

Michael Strober, profesor zajmujący się zaburzeniami odżywiania i psychiatrią na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles, twierdzi, że:

osoby z powyższymi cechami są „beznadziejnie nieprzygotowane na wymagania rozwojowe okresu dojrzewania”. 

Czyli na starcie jest już pod górkę, a dalej - bez wiedzy i podjęcia działania - coraz gorzej. 

Co ciekawe jednak psycholodzy podkreślają, że perfekcjonizm u osób z zaburzeniami odżywiania często pomaga im w życiu codziennym – w szkole takie osoby zwykle mają bardzo dobre wyniki, w pracy uważane są za skuteczne i bardzo wartościowe, zaangażowane. To również potwierdza mój przypadek. Dlaczego? Gdyż zwykle cele w tych miejscach wyznaczane są przez innych, są realistyczne, możliwe do osiągnięcia.

Gdy jednak dochodzimy do kwestii związanych z wyglądem, a co za tym idzie – planem na ulepszenie „własnego opakowania”, perfekcjonizm w wydaniu takich osób obraca się na ich niekorzyść. Nierealne cele i zbyt wysokie oczekiwania doprowadzają do zniechęcenia, spadku motywacji, marazmu. Co więcej dla takich osób nie liczy się progres. Liczy się tylko i wyłącznie osiągnięcie zamierzonego celu. WSZYSTKO albo NIC. BIAŁE lub CZARNE. Nie ma półśrodków. Jedna słodka babeczka rujnuje całą dietę, jeden opuszczony dzień treningów – niweczy cały plan. Stąd perfekcjonizm będzie w przypadku kompulsywnych obżartuszków czynnikiem hamującym postęp oraz przeszkodą w leczeniu („bo szybciej, bo lepiej, bo teraz, natychmiast”).

Pamiętam, gdy w trakcie kolejnej „diety cud” kilogramy znikały, a moim znajomi byli zachwyceni metamorfozą. Ja tym czasem wciąż byłam niezadowolona. Przecież mijały kolejne tygodnie, a ja traciłam 2, 4, 6 kg, a chciałam 9. I chociaż dla innych moja waga była wymarzona, ja byłam coraz bardziej zła i przygnębiona, bo nie potrafiłam zrealizować celu (9 kg albo nic!). Po kilku miesiącach motywacja była tak niska, a rozczarowanie samą sobą tak wysokie, że zarzucałam działanie, wracając do dawnych nawyków, popadając w ciągi, które miały być karą – „skoro nie umiesz się zmobilizować, będziesz gruba i obleśna!”. 

To samo było w przypadku intensywnych ćwiczeń fizycznych. Potrafiłam ćwiczyć 7 dni w tygodniu przez 3 miesiące, mieć naprawdę silne mięśnie, coraz lepiej zarysowane pośladki, ramiona, plecy, mięśnie brzucha, ale wszystko brało w łeb, gdyż cel –„szczupłe nogi i płaski brzuch” nie został osiągnięty. Co z tego, że można było do tego dojść poprzez regularne ćwiczenia np. 3-4 razy w tygodniu, ale przez dłuższy okres czasu. Ja chciałam to osiągnąć w 3 miesiące i poniosłam porażkę!

W przypadku perfekcjonizmu osób z zaburzeniami odżywiania dochodzi jeszcze kwestia pełnej koncentracji na kwestiach wyglądu.

Doprowadza to do alienacji, zaniedbywania osób najbliższych (zobacz: Ludzie, których nie ma – kompuls vs. najbliżsi). Cała energia chorej osoby skupiona jest na jej problemie i celach. Co jednak pocieszające, po wygranej walce z Kompulsem, polepszeniu ulegają również relacje interpersonalne. Dlatego warto walczyć o samego siebie i innych!

Jak walczyć z takim perfekcjonizmem? To wcale nie jest łatwe, ale po prostu TRZEBA ODPUŚCIĆ. Trzeba wypracować w sobie możliwość akceptacji rzeczy i ludzi z ułomnościami. Perfekcjonistom zwykle łatwiej przychodzi akceptacja niedociągnięć u innych,

tymczasem kluczowym jest popuszczenie smyczy również, a raczej przede wszystkim dla samego siebie! 

Nie da się tego zrobić z dnia na dzień. Nie da się w ciągu tygodnia odkryć całej palety barw między białym a czarnym. Ale można nad tym pracować etapami. Gdy kolejny raz dopadnie Cię kompuls, pogódź się z tym, powiedz sobie "trudno" i spróbuj nie użalać się nad sobą. W ten sposób masz szansę zahamować ciąg. Jeśli zamierzasz podjąć jakąś dietę - pomyśl, czy nie przesadzasz z jej zasadami? Czy nie łatwiej będzie ograniczyć (nie od razu - wyeliminować) w jednym tygodniu np. tylko słodycze, a w kolejnym dopiero alkohol czy ulubione fast foody? A jeśli będzie jakaś impreza u znajomych, czy naprawdę warto z niej zrezygnować, bo kusić będzie "pifko"? I czy jesteś przekonany o tym, że jedno piwo tak drastycznie wpłynie na dietę? Nie, o ile znowu nie postawisz się w sytuacji "wszystko, albo nic" i rzucić się w ramiona kompulsu. Czy warto rezygnować z wypoczynku nad morzem, bo ktoś na plaży będzie szczuplejszy? Czy jesteś gotowy zaszyć się w domu na całe życie, bo ktoś może pomyśleć, że jesteś gruby? POMYŚL!

To nieustawiczna walka, ale warto ją podjąć! Daj sobie szansę i bądź dla siebie dobry. Już niedługo ruszę na blogu z "wyzwaniami", które pozwolą Ci nabrać psychicznego dystansu do siebie i swojego ciała. 

Jak myślisz, czy perfekcjonizm jest dla Ciebie przyczyną, a jednocześnie hamulcem w walce z chorobą? Daj znać!

M.

POLECANA LEKTURA

M.M. Antony & R.P. Swinson: When perfect isn’t good enough (Kiedy doskonałość nie wystarcza: jak sobie radzić z perfekcjonizmem) 2008. 

I jeszcze wystąpienie autora na TEDx (wersja EN): https://www.youtube.com/watch?v=TTbnBmwKuCI


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...