czwartek, 18 sierpnia 2016

PYTANIE O CUD, czyli jeszcze słowo o motywacji do wyjścia z zaburzeń odżywiania + moje zapiski z choroby



Wyobrażałeś sobie kiedyś, jak wyglądałoby Twoje życie, gdyby udało Ci się rozwiązać swoje obecne problemy? Idziesz spać, a rano budzisz się z poczuciem, że coś się zmieniło, odczuwasz lekkość, ulgę. Jak wtedy wyglądałby Twój dzień, dzień po cudzie?

Często zadajecie mi pytanie, od czego zacząć zmiany w swoim życiu. Większość z Was doszła już do tzw. stadium rozważania zmiany („myślę o tym” – model DiClemente i Prochaska), a więc zdaje sobie sprawę z tego, że zaburzenie odżywiania wpływa negatywnie na całe życie i chwyta już ściągacz drapiącego swetra (przypowiastkę o swetrze znajdziecie TUTAJ). Jednak wciąż w Waszych głowach tlą się wątpliwości, obawy. To właśnie punkt, w których sami decydujecie czy się zatrzymać, zrobić krok wstecz czy ruszyć do przodu. W tym momencie bardzo dużo zależy od Waszej MOTYWACJI. Zacznijcie więc od jej oceny i sprawdźcie, czy jesteście gotowi na zmiany.

Jedno z ćwiczeń to stworzenie listy argumentów krótko- i długoterminowych, które zaproponowałam w poście o drapiącym swetrze. Dzięki niemu przekonacie się, że argumenty ZA przybiciem sobie piątki z zaburzeniem odżywiania w rzeczywistości sprawdzają się na krótką metę.

Kolejnym etapem przygotowania do zmian jest OKREŚLENIE CELU, a więc punktu, do którego chcemy dojść. W tym miejscu proponuję Wam zadanie sobie tytułowego PYTANIA O CUD. Dzięki niemu będziecie w stanie sami ustalić, co chcecie zmienić, a czego nie i czym tak naprawdę jest dla nas samo WYZDROWIENIE. Taka lista bardzo pomaga w chwilach zwątpienia, można ją też ciągle poddawać modyfikacji. 

Uwaga: cud nie polega na tym, że budzicie się szczupli, piękni i idealni. Polega na tym, że budzicie się ZDROWI, w obecnym ciele.

KLUCZOWE PYTANIA O CUD
  • Co zmieniłoby się, gdybyś obudził się pewnego dnia i zdarzyłby się owy CUD? Jak wyglądałby Twój dzień?
  • A co pozostałoby bez zmian?
  • Czy inni zauważyliby, że zdarzył się cud?
  • Jeśli na wirtualnej skali 0 to najgorsze możliwe życie, które Cię czeka, a 10 to cud to gdzie teraz jesteś? Określ to.
  • W jaki sposób Twoja choroba, zaburzenie odżywiania, może pomóc Ci w osiągnięciu cudu?
  • Raz jeszcze wyobraź sobie swoje życie bez niej. Jak się z tym czujesz? Czy chcesz tego? Czy jesteś gotowy na podjęcie trudu?
  • Co teraz? Co zamierzasz zrobić jako pierwszy krok? Wyznacz pierwszy REALNY cel.

MÓJ CUD

Znalazłam stare notatki, w których odpowiadam sobie na powyższe pytania. Wyobrażam sobie DZIEŃ PO CUDZIE. Kiedy teraz do tego wracam, ciężko mi uwierzyć, na jakim etapie wtedy się znajdowałam (zamieszczam tylko skróconą formę). Tak trudno było myśleć o przyszłości, zobaczyć ją w innych niż przygnębiające barwach. A jednak się udało, a przyszłość okazała się bardziej jaskrawa niż przypuszczałam :)

Jestem  ciekawa, jak wyglądają Wasze dni po cudzie i do jakich wniosków doszliście. Uwierzcie, że ten cud jest możliwy, stwórzcie jego bardzo wyraźny obraz i przypominajcie sobie w chwilach zwątpienia, w którym kierunku chcecie iść. Powodzenia!

***

Dzień po cudzie?

Na pewno obudziłabym się wypoczęta i wyspana. Bez bólu brzucha, uczucia ciężkości i przejedzenia. Bez poczucia beznadziejności i porażki po wcześniejszym kompulsie. Bez strachu przed kolejnym dniem i tym co zrobię, czy dam radę, czy znowu zawiodę. Bez natrętnych myśli i najgorszych scenariuszy.

Obudziłabym się z uśmiechem na twarzy. Poobserwowałabym ukochanego. Patrząc, jak śpi, nie zastanawiałabym się nad tym, czy naprawdę mnie kocha, czy akceptuje taką, jaką jestem – czy mówi prawdę, prawiąc mi komplementy, czy jest ze mną szczęśliwy, czy mnie przypadkiem nie oszukuje, czy nie jest ze mną dlatego, że jeszcze nie trafił na tą właściwą. Po prostu cieszyłabym się chwilą, czułabym, jak przenika mnie szczęście.

Po porannej toalecie ubrałabym się i z zadowoleniem przejrzałabym się w lustrze. Nie czułabym dyskomfortu, ciasnoty ubrań, rozbieżności między tym, co w głowie, a tym co widzą oczy. Nie miałabym żadnych „ale”, po prostu dobrze czułabym się sama ze sobą. Zrobiłabym śniadanie dla nas – nie liczyłabym kalorii, nie ważyłabym produktów, nie analizowałabym składu wszystkiego. To by było zdrowe i pożywne śniadanie – niezła porcja :) Zjedlibyśmy ją razem z chłopakiem w spokoju, delektując się świeżymi produktami i ich smakiem. Nie byłoby napięcia. Nie byłoby myśli o tym, że on zaraz wyjdzie, a ja przystąpię do „drugiego śniadania”, nie byłoby tej paniki, strachu, niecierpliwości. Po śniadaniu, syta, zrobiłabym sobie kawę i przed wyjściem do pracy jeszcze na chwilę usiadłabym w ogrodzie, nie myśląc o niczym konkretnym, a już na pewno nie o tym, co jest w szafkach, jaką taktykę przyjąć tym razem w pochłanianiu wszystkiego itd. Nie musiałabym pójść się zważyć i sprawdzić, jakie szkody wyrządziły kolejne dni kompulsu. Łzy nie ciekłyby mi po policzkach. Nie myślałabym o sobie z pogardą i nienawiścią. Nie miałabym ochoty przebrać się w obszerną koszulę nocną i wrócić do łóżka.

W drodze na wakacyjne biurowe praktyki nie myślałabym o tym, w co powinnam się zaopatrzyć w sklepie. Miałabym przygotowane jedzenie, skupiłabym się na tym, co mogłabym zrobić fajnego tego dnia (może jakiś fitness po pracy, spacer, lektura, seans, nauka języka?). Nie upychałabym w popłochu draży, chipsów, batonów itd. do szuflady. Nie spędziłabym kolejnego dnia w biurze, czyhając na odpowiedni moment, by sięgnąć do szuflady - raz, drugi, dwudziesty. Nie czułabym się jak śmietnik, jak świnia, jak osoba, którą się gardzi.

Dalej byłabym otwarta, szczera, życzliwa dla ludzi. Dalej byłabym sumienna, skrupulatna. Dalej wzbudzałabym zaufanie. Dalej cechowałabym się mocno rozwiniętą empatią. Dalej chłonęłabym książki, byłabym wrażliwa na muzykę, miałabym własne zdanie, którego nie bałabym się powiedzieć. Dalej nie lubiłabym rozmów telefonicznych, tankowania samochodu, obierania ziemniaków i zbaczania z trasy do domu na jakieś zakupy itd.

Obecnie oceniam, że jestem gdzieś koło 3. Ciągi i kompulsy rządzą moim życiem. Myśl o jedzeniu wypełnia każdy mój dzień. Napięcie, niecierpliwość, smutek, zawiść, złość, odraza, chęć skończenia z tym wszystkim. I ta samotność wśród ludzi. Moim zdaniem nikt nie jest w stanie zrozumieć mojego problemu. Oni tego nie widzą. Oni myślą, że skoro się uśmiecham i jestem uprzejma, to wszystko jest ok. Oni nie wiedzą, jak bardzo jest mi źle, jak fatalnie czuje się psychicznie i fizycznie. Jak siebie nienawidzę. Jak chciałabym urodzić się jeszcze raz. Jak nienawidzę tej zazdrości o inne, o to, co one mogą mieć tak łatwo, a czego ja nie potrafię osiągnąć. Nienawidzę poranków, coraz większej wagi. Tego tłuszczu wszędzie na mnie, tych ruchów słonia. Czuje się, jak uwięziona w nieswoim ciele.

Objadanie się niszczy mi życie. Jestem wrakiem emocjonalnym. Moje życie skupia się na tym, czy uda mi się wytrwać w diecie i ćwiczeniach, czy waga wskazuje mniej, czy ciuchy są luźniejsze, jak szeroko muszę stanąć, żeby uda się nie stykały i czy ta szerokość się zmniejsza, czy zrzucę więcej niż koleżanka, czy jestem fizycznie atrakcyjna dla facetów, czy oni w ogóle mnie dostrzegają. Ile przytyłam po kolejnym kompulsie, dlaczego znowu mi się nie udało, a innym się udaje, dlaczego mimo litrów potu wylanych na siłowni, mimo tak wielu wyrzeczeń, dalej wyglądam źle. To wszystko stoi na drodze do mojego cudu. Moja choroba nie pozwala na cud.

Chcę cudu, chcę być zdrowa! Jak myślę o tym wszystkim co może być, wiem, że muszę coś zmienić, że moim problemem są zaburzenia odżywiania i sposób w jaki patrzę na siebie i swoje życie. Chyba jedno napędza drugie. Mam tego dość. Myślę, że na początku muszę dojść do 4-ki. Postaram się odstawić słodycze, przygotowywać jedzenie na praktyki i w ogóle nie wchodzić do sklepu. Będę też spisywać to, co jem i jakie towarzyszą temu emocje, ale bez liczenia kalorii! To mi pomoże zobaczyć, co sprawia, że mam problem. I od dzisiaj ważę się co tydzień! Postaram się też nie obwiniać za wszystko i nie obrażać siebie. Postaram się być spokojna, rozmawiać ze sobą, zrozumieć siebie. 

Za 2 tygodnie pomyślę nad kolejnymi krokami. Cud to 10 – minie trochę czasu…, ale podobno cuda się zdarzają.


M.

2 komentarze:

  1. Jesteś wspaniała! Udzielasz tyle cennych rad. W niektórych kwestiach miałam wrażenie, że czytam o sobie. I też jestem na poziomie 3.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy - bardzo dziękuję za tak pozytywny komentarz! :) Dużo dla mnie znaczy, bo dopiero zaczynam swoją przygodę z blogowaniem. Niestety Kompulsywne Obżartuszki mają wiele wspólnego... No to co - robisz kolejny krok i dążysz do 4? :) Trzymam kciuki!

      M.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...