czwartek, 26 maja 2016

I trymestr ciąży w Anglii vs. w Polsce


Często zdarza nam się narzekać na polską służbę zdrowia – nie bez powodu. Jednak w kwestii prowadzenia ciąży to angielska rzeczywistość okazała się dla mnie zaskakująca i skłaniająca do refleksji.

Generalnie – czy w Polsce czy w Anglii, czy w każdym innym kraju możemy trafić na fatalnego specjalistę czy położną pozbawioną empatii. Nie ma reguły. Wiele się jednak słyszy o pozytywnych aspektach ciąży w Polsce. Regularne wizyty u wybranego lekarza, USG dostępne na życzenie lub za dodatkową opłatą (opcja prywatna), możliwość stałego kontaktu z położną, jasny obraz sytuacji.
W Anglii tak naprawdę ciążę uznaje się dopiero od 12 tygodnia. To trudne dla kogoś, kto w ciąży jest po raz pierwszy i sam musi się zmagać z wymagającym okresem jakim jest I trymestr. Jak więc to wygląda?

Testy ciążowe  – tu nie ma różnicy. Do wyboru do koloru. Od rodzajów testów można dostać zawrotu głowy. Są nawet takie, które od razu wskazują, który to dzień ciąży. Kupujesz i już masz pewność. Niektóre podobno są w stanie wykryć ciążę od 6-go dnia zapłodnienia, ale najlepiej poczekać na tydzień od dnia planowanej miesiączki.

Wiedza z Internetu - od momentu pojawienia się dwóch kresek na teście zwykle zaczynamy buszować w Internecie za pozyskaniem informacji na temat tego, co dzieje się w naszym ciele, czego się spodziewać i co możne nas zaniepokoić. Niestety w Anglii ta nabyta wiedza będzie podstawą przetrwania I trymestru. Tu przestrzegam wszystkie przyszłe mamy – warto koncentrować się tylko na oficjalnych stronach NHS-u (angielska służba zdrowia). W Internecie roi się od idiotycznych porad i krzywiących psychikę historyjek. 

Same musicie nałożyć sobie filtr na to, co czytacie. Inaczej skończycie na nieustawicznym wypatrywaniu początku poronienia, a brak „typowych” objawów ciąży będzie kojarzył wam się ze śmiercią płodu.

Ginekolog – i tu zaczynają się schody. W Anglii nie działa to tak jak w Polsce, że zapisujemy się do poradni ginekologicznej, by w pierwszych tygodniach ciąży utwierdzić się w przekonaniu, że wszystko jest dobrze, a test na pewno nie kłamie. Tu nie ma poradni ginekologicznych. W pierwszej kolejności udajemy się do GP, a więc angielskiego odpowiednika lekarza pierwszego kontaktu. Nie ja pierwsza napiszę, że wizyta jest rozczarowująca. Angielskie podejście „no touch” sprawia, że nie ma tu żadnych badań (jedynie badanie ciśnienia krwi), a lekarz wierzy na słowo, że jesteśmy w ciąży. Następuje krótka pogadanka na temat alkoholu i papierosów w ciąży, potrzeby zażywania kwasu foliowego, ćwiczeń i odpowiedniej diety. Tu po raz pierwszy oficjalnie dowiadujemy się o możliwych dolegliwościach jakie wiążą się z I trymestrem. Jeszcze kilka pytań ogólnych o zdrowie i zalecenie umówienia się na wizytę z położną. Tyle.

Położna (midwife) – z położną zwykle umawiamy się między 8-14 tygodniem. Tu dalej nie mamy żadnych badań, ale w końcu założona zostaje nam karta ciąży. Wizyta trwa ok. 45 minut i polega na szczegółowym wywiadzie dotyczącym przebytych chorób, chorób w rodzinie itd. Zostajemy też zmierzeni i zważeni. Otrzymujemy rozpiskę kolejnych wizyt (przy pierwszej ciąży jest ich 11, przy kolejnych – 7). Zostawiamy też próbkę moczu. Pobierane są też trzy próbki krwi do dalszych badań (wyniki poznaje się dopiero podczas kolejnej wizyty – u mnie będzie to ponad miesiąc później). Zostajemy też skierowanie na pierwsze USG (w całej ciąży, o ile nie ma powikłań, przysługują nam dwa USG). W naszym przypadku przy kliku pytaniach odpowiedzi położnej różniły się od tych GP... W pierwszym miesiącu ciąży kierowaliśmy się więc głównie własną intuicją. 

Podsumowując.

W angielskiej służbie zdrowia w kontekście wczesnej ciąży najbardziej przeszkadza mi niepewność, chaos i pozostawienie pacjentek samym sobie. Niby dwa testy nie mogą się mylić, ale brakowało mi rzeczowej rozmowy z zaufanym lekarzem i takiego potwierdzenia, że wszystko jest dobrze. Kobiety, jeśli tylko nic niepokojącego się nie dzieje, nie mają wsparcia w ginekologu czy położnej, a przecież podczas I trymestru tak dużo się zmienia w naszym ciele i psychice, że przydałby się ktoś, kto wyjaśni wątpliwości. Więcej - w Anglii możliwym jest nawet to, że każda późniejsza wizyta prowadzona jest przez inną położną, a ostatecznie przy porodzie można spotkać jeszcze kogoś innego. Decydując się jednak na pobyt w UK, trzeba zaakceptować ich podejście w kwestii służby zdrowia, która jakoś tu działa w ten sposób od setek lat. Nie będę jednak ukrywać, że skorzystałam z nadarzającej się możliwości i swoje pierwsze USG miałam w 12 tygodniu w Polsce. Ale to już historia na inny post.

M. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...