wtorek, 11 kwietnia 2017

BEZ OWIJKI: MÓJ OBECNY SPOSÓB ODŻYWIANIA



Znalazłam sposób na siebie. Jem zdrowo, pysznie i syto. Przestałam się spinać, kombinować, przykręcać sobie śrubę. I dobrze mi z tym. Nie walczę ze sobą, z kompulsami, z życiem. Jedzeniowy balans to naturalne następstwo spokoju umysłu. Dziś kilka słów o tym, jak wygląda mój obecny dziennik odżywiania.

Jak wiesz okres ciąży w moim przypadku łączył się z jedzeniowymi wzlotami i upadkami z przewagą tych ostatnich (więcej TUTAJ). Ostatecznie po okresie odpuszczenia i zaakceptowania swoich potrzeb odczuwanych „tu i teraz”, od 2 stycznia na spokojnie wprowadziłam pewne zasady dotyczące kwestii aktywności oraz jedzenia i ich z powodzeniem się trzymam. Przychodzi mi to z łatwością i czuję się wyśmienicie. Myślę, że wynika to z faktu, iż są one nieskomplikowane, mało restrykcyjne i po prostu rozsądne. Na tyle rozsądne, że łatwo mi było przyjąć je bez sprzeciwu, wewnętrznego buntu. Dodatkowo nie stwarzam sobie presji. Nie mam wyznaczonej daty, do której muszę wytrwać w zasadach, nie mam określonych celów związanych z wagą, figurą itd.

Jednak PRZEDE WSZYSTKIM, jeszcze raz to podkreślę, udało mi się wprowadzić zmiany, gdyż niezależnie od kondycji, w jakiej się ostatnio znajdowałam, akceptowałam siebie! Wiesz, że będę to powtarzać do znudzenia, ale od tego trzeba wyjść. Jeśli nie ma odpuszczenia i akceptacji – ciężko będzie zmuszać się do zmian w diecie i stylu życia. Lubię siebie, lubię swoje życie, lubię swoje ciało - jestem świadoma tego, co przeszło i ile mi daje. I chcę dla siebie i dla niego jak najlepiej, dlatego postanowiłam bardziej popracować nad zdrowiem i kondycją. 

O swojej aktywności pisałam w TYM POŚCIE. Dzisiaj co nieco o moich zasadach żywieniowych.

UWAGA!: To, że poniższe zasady sprawdzają się w moim przypadku, wcale nie znaczy, że sprawdzą się u i Ciebie. Spróbuj wypracować własne, dostosowane do Twoich potrzeb i upodobań :)

Za nim pomyślałam czego chcę, zastanowiłam się nad tym, czego na pewno nie chcę. A więc nie chciałam:
- skrupulatnie liczyć kalorii
- eliminować wybranych składników w diecie
- jeść nudno
- być głodną
- trzymać się jakiś rozpisanych diet (nie lubię być nieelastyczna)
- mieć poczucia, że czegoś mi nie wolno, że muszę, że nie powinnam. Jeśli miałam sobie stawiać jakieś ograniczenia, miały być one w zgodzie z moją wolą. 

Pierwszym moim krokiem było zakupienie sobie kilku książek z „fit” przepisami. Wcale Cię do tego nie namawiam, bo masę świetnych przepisów można znaleźć w Internecie. Ja po prostu lubię słowo drukowane i ładne zdjęcia ;)

Postanowiłam, że będę siebie rozpieszczać i rozpoczęłam czas żywieniowych eksperymentów i rozpusty. Szczęśliwie mój mąż był otwarty na to, co miało nadejść ciesząc się, że jego żona-noga jeśli chodzi o kucharzenie, będzie przygotowywać obiadki. Miałam zamiar spróbować każdego przepisu i przekonać się, co mi smakuje, a co nie. Wybrałam się do sklepu, zakupiłam wszystkie składniki i tak się zaczęło.

Możesz się śmiać, ale dzięki temu po raz pierwszy spróbowałam połączenia wołowiny z cynamonem, odkryłam kumin, mąkę kokosową, mąkę kasztanową, masło migdałowe, ocet balsamiczny, jagody goji, olej kokosowy, mleczko kokosowe (które mi akurat nie smakuje), pasty: miso, tahini, jerk, ser halloumi i całą masę innych składników.

Oczywiście w tym miejscu możesz pomyśleć „taaa, bo mnie na to stać”. Ha! Właśnie czytasz wywody dość skąpego człowieka. Pomyśl! Ile wydajesz na kompulsy? Gwarantuję Ci, że znacznie więcej. A większość tych składników starcza na długo.

I to nie jest tak, że codziennie jem wymyślne dania. Okazało się bowiem, że najbardziej smakują mi proste rzeczy i zestawienia. Staram się tylko, by nie było nudno, bo nuda i brak pomysłu na jedzenie kusi, by zapchać się byle czym. Sprawdza się więc też planowanie obiadów i posiłków, żeby zawczasu zaopatrzyć się w składniki i nie kombinować za bardzo.

No ok., to jak więc u mnie wygląda to jedzenie.

Mam 2 podstawowe zasady:
- 4 POSIŁKI
- ok. 2000 KCAL („na oko”)

Z racji tego, że w nocy mam zwykle godzinną przerwę w śnie na karmienie małej itd., rano (o ile dziecko pozwoli) staram się jeść śniadanie między 9 a 10, do godziny po przebudzeniu. Spodziewam się, że Ty pewnie wstajesz wcześniej. Może więc warto dodać dodatkowy posiłek?

Rozplanowanie czasowe u mnie wygląda tak:

ŚNIADANIE: 9-10
PRZEKĄSKA: 14
OBIAD: 17-18.30
KOLACJA: 21-22

ŚNIADANIE:

Staram się jeść porządne śniadania, traktując je jako paliwo dla organizmu. Zwykle są to jajka sadzone na tostach z ciemnego pieczywa, kromki z mozzarellą i pomidorami, placuszki (np. TAKI), owsianki, omlety, jaglanki, jajecznica, rzadziej jakiś koktajl. Jeśli wiem, że nie będę mieć rano czasu, przygotowuję sobie coś dzień wcześniej (np. OWSIANKĘ NOCNĄ). Generalnie chodzi o to, żeby czuć się pełną przez kilka godzin po posiłku.

PRZEKĄSKA:

Dla mnie przekąska typu marchewka to nie przekąska. Zwykle serwuję sobie więc jakiś pożywny koktajl (ZOBACZ) lub jogurt z dodatkami (otręby, orzechy, pasty lub masła). Jak jestem z małą na spacerze, biorę ze sobą banana i jabłko.

OBIAD:

Ma być konkret. Zwykle z mięsem. Nie bawię się w jakieś superlekkie przepisy, choć unikam np. skór na drobiu czy ciężkich sosów. Uwielbiam ryby, makarony z dodatkami, kurczaka w różnych postaciach, ryże z dodatkami, kasze, krewetki. Przyznaję, że mam problemy z wielkością porcji, więc staramy się, by jedzenie nakładał mąż J Zjem tyle, ile jest na talerzu. Ostatnio mam fazę na pieczone warzywa (bataty, pasternak, ziemniaki, marchew). Jem góry pieczonych warzyw + jakieś mięso! Przepisy z książek utwierdziły mnie tylko w przekonaniu, że można jeść zdrowo i smacznie.

KOLACJA:

Ponieważ obiad jem stosunkowo późno, kolacja nie jest za obfita. Zwykle to jakieś owoce (np. winogrona – ale tak z pół paczki :P) lub serek wiejski z dodatkami lub jakaś kromka. Nie lubię zasypiać głodna, nie lubię być głodna, gdy wstaję w nocy.

GRZESZKI:

Phi – jestem tylko człowiekiem J Lubię sobie wypić lampkę wina, jakieś Karmi. Jeśli mam głoda to po prostu jem coś między tymi posiłkami, bo co mam nie jeść. Mam słabość do kaw z Costy (zwykle największych Moch). Generalnie kawa musi być! Zwykle dwie dziennie z mlekiem. Czasem podjem migdałów, suszonych fig itp. Ale kompletnie przestały mnie interesować słodycze czy fastfoody i ich w ogóle nie ruszam. Nie mam też problemu, żeby jeść „niezdrowo”. Gdy ostatnio odwiedzaliśmy rodziców zjadłam chyba z 0,5 kg babki drożdżowej na maśle z rodzynkami, którą robi moja mama. Takich okazji się po prostu nie przepuszcza! Następnego dnia po prostu szłam dalej swoim trybem: bez wyrzutów, smutków itd.

TRIKI:

- przed kolacją zawsze siebie pytam, czy naprawdę jestem głodna. Jeśli nie - zjadam coś symbolicznego, jeśli tak to wtedy sporą porcję. Generalnie warto ze sobą szczerze rozmawiać :)
- nigdy nie opuszczam żadnego posiłku, nawet jeśli przesadziłam z porcjami
- jak czuję, że mam ochotę jeść z nudów - żuję sobie gumę :)
- piję dużo wody mineralnej niegazowanej i co najmniej jeden duży kubeł herbaty - bo lubię
- nie popieram cheat days - nie potrzebuje tego, bo nie czuję, żebym sobie czegoś odmawiała
- uważam na fit słodycze - to, że są zdrowe, nie znaczy, że mniej kaloryczne niż niezdrowe odpowiedniki. Łatwo w tym temacie wpaść w pułapkę

PODSUMOWANIE:

Jest jeszcze jedna rzecz, która różni czas obecny z tym, który przeminął. Przestałam skupiać się na jedzeniu. Jasne, że lubię jeść, lubię dobre i słodkie pyszności. Ale dookoła tyle się dzieje ważnych rzeczy, które w końcu dostrzegam i świadomie przeżywam, że jedzenie jest tylko częścią ogromnej mozaiki. Czuję wewnętrzny spokój, nie działam pod wpływem emocji, nie czuję presji. To oczyszczające. I tak żyć łatwiej. A jeśli zdarza się przesadzić -> wiem, jak postępować

Trzymam mocno kciuki, żebyś i Ty pogodziła się na dobre ze sobą. Uwierz - reszta przyjdzie sama!

Ściskam mocno
M. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...