wtorek, 14 czerwca 2016

Inspiracje minionego tygodnia #4


"No i z czego się cieszysz...?"          "Z życia się cieszę!"

Zakupy

Nie lubię galerii handlowych. Męczy mnie sztuczne światło, klimatyzowane powietrze, tłum ludzi, hałas. Nie mam żadnej przyjemności w przymierzaniu kolejnych ciuchów, butów, w buszowaniu między półkami z wyposażeniem wnętrz. Jednak ogromną frajdę sprawia mi internetowy zakup książek. Jak dziecko czekam na przesyłkę. Lubię ten zapach druku, pierwsze rozgięcie grzbietu, podekscytowanie i przemożną chęć rzucenia wszystkiego i zagłębienia się w lekturze "od deski do deski". Postanowiłam, że najwyższy czas dowiedzieć się czegoś więcej o tym, co mnie czeka w związku z faktem, że w moim brzuchu rośnie nowy obywatel tego świata. Dwa tomiszcza już do mnie dotarły (jak trudno zmusić się, by przeczytać tylko rozdziały, które tyczą się "stanu obecnego"!), a na dwa jeszcze czekam. Uwielbiam!

Bezinteresowna życzliwość

We wtorek ostatni raz byłam w biurze. Jakie było moje zaskoczenie, gdy spotkałam znajomą, która specjalnie tego dnia przyszła do pracy, by zobaczyć się ze mną i wręczyć mi ślubny prezent. Chwilę później dostałam kolejny od drugiej mojej współpracownicy. Obie przyznały, że "jest ślub, to i prezent musi być i nie ma gadania!". Po za tym czują ekscytację i szczerze cieszą się na moje zamążpójście. Generalnie zauważyłam, że Brytyjczycy uwielbiają małe upominki, wypisane ręcznie, dedykowane danej okazji kartki (pamiętacie, u nas też kiedyś się wysyłało tony kartek i pocztówek?!) i wspólne obdarowywanie się. To rzeczywiście bardzo przyjemne :) Ale chyba najważniejsze w tym jest uczucie, że ktoś o tobie pomyślał i wykonał ten trud, by pójść do sklepu i kupić "pierdółkę". Jak wielu z nas się nie chce? Przecież łatwiej wysłać sms-a "wszystkiego najlepszego". Po cichutku naśmiewam się z tych okien-galerii w brytyjskich domach, wytapetowanych ramkami ze zdjęciami (najczęstszy upominek) oraz kartkami. Tymczasem to tylko znak, że oni wciąż mocno cenią sobie spotkania, niezobowiązującą życzliwość i jednoznaczne gesty "pamiętam o Tobie". Oj, mam dużo do nadrobienia - jestem typowym sms-owym leniuszkiem, a przecież taka mała rzecz, a cieszy i obdarowujących i obdarowywanych.

Moja Ciocia

Moja Ciocia jest cudowną kobietą, która jakoś całe życie miała pod górkę. Z racji mojej wizyty w Polsce postanowiłam wygospodarować trochę czasu i wybrać się na kilkugodzinne pogaduszki. Ile to już lat minęło od ostatniego takiego spotkania...? 5... 7...? W małym pokoiku, ze szklanką wody w ręku i jak kiedyś - przy ciasteczkach wyjętych z zakamarków tajemniczego barku, spędziłam bardzo miłe popołudnie. Ciocia jest skromną kobietą, która mimo wielu przeciwności losu (m.in. tragiczna śmierć wujka, która zmusiła ją do podjęcia walki o przyszłość samotnej matki dwojga malutkich istot), wciąż zachowuje wewnętrzne ciepło, radość, otwartość na świat. Zawsze wyciągnie pomocną dłoń, zawsze można na nią liczyć. Wciąż cieszy się na wizytę rodziny, docenia drobne gesty. Dobra dusza. Moja Ciocia.

Brzuchol

Mój brzuchol mnie zaskakuje i skłania do refleksji. Jak dziwnie być zmuszonym do tego, by znów skupiać na nim dużą uwagę... Kiedyś największy wróg, obiekt nienawiści. Dziś znowu daje o sobie znać. Skrywając coś niesamowitego, tak bezrefleksyjnie nadyma się i powiększa. Nikt nie mówi, co ma zrobić kompulsywny obżartuszek w kontekście permanentnego tycia i gdy brzuch zuchwale wystaje, nawet gdy próbujesz go wciągnąć. Jak żyć? Jak spokojnie na to patrzeć? Jak nie wpadać w panikę? Pozostaje zaakceptować. Potraktować jako przekaźnik między tobą a dzieckiem. Jeśli rośnie brzuchol, rośnie i ono. Prawo natury. To chyba jedyny okres, gdy bezkarnie wszystko można zrzucić na ciążę. Na razie zachowuję więc spokój, staram się dbać o dobrą dietę (a kysz pyszne desery pożarte w ciągu ostatnich dni z moją Anią!) i obserwuję z zaciekawieniem :)

M.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...