Nie lubię słowa perfekcjonizm. Od razu kojarzy mi się źle. Słyszę „perfekcjonista”, myślę – „człowiek z problemami”. Dla mnie perfekcjonizm to też świetne wytłumaczenie dla kolejnych porażek i prokastynacji – tak łatwo powiedzieć „jestem perfekcjonistą, nie mogę pokazać światu czegoś niedopracowanego”. Nie o tym jednak dzisiaj, a o związku perfekcjonizmu z zaburzeniami odżywiania.
„Perfekcjonistka” to ostatnie słowo, które wypowiedziałabym
pod swoim adresem. Bo niby czemu, skoro nic w moim życiu nie jest perfekcyjne?
Można przecież lepiej, dokładniej, z większym naciskiem na szczegóły. Do pewnego czasu w moim rozumieniu perfekcjonista
był kimś, kto jest skuteczny, kto spod swoich skrzydeł wypuszcza rzeczy
niezwykłe, bezbłędne, niebanalne. To ktoś, kto jest nieugięty, zmotywowany, kto
dąży co celu i nie zawraca w połowie. To nie byłam ja, kompulsywny obżartuch. Gdybym
taka była, byłabym szczupła, piękna i odnosiła sukces za sukcesem.
Czyżby?
Dziś wiem, że chociaż nic w moim życiu nie jest perfekcyjne, jestem szczęśliwa
i mam wszystko, czego do szczęścia mi potrzeba. Brzmi banalnie? Ale jakie to wygodne i przyjemne! :) Żyjemy w zgodzie z Kompulsem,
doceniam to, co mam, cieszę się „chwilami”, których w mym życiu jest od groma. Ale żeby osiągnąć taki stan,
musiałam zrozumieć, w czym tkwi mój problem i nauczyć się panować nad swoim – a jednak, jak się okazało po tylu latach – perfekcjonizmem, który do tego czasu źle definiowałam. A tymczasem
zdaniem
uczonych perfekcjonizm jest jedną z głównych cech charakteru – zaraz po niskiej samoocenie
– występujących u osób z zaburzeniami odżywiania. Określa się go jako „dysfunkcjonalny model
samooceny oparty na wysokich wymaganiach i osiągnięciach”.
No dobrze, ale w czym przejawia/ł się u mnie i u innych kompulsywnych obżartuszków? Warto zatrzymać się przy każdym z poniższych punktów i przeanalizować go w kontekście własnego życia.
- w silnym powiązaniu własnej samooceny z osiągnięciem postawionych sobie - zwykle nierealnych - celów (wieczne poczucie braku sukcesu)
- w silnym strachu przed porażką
- w strachu przed ryzykiem i tym, co nowe
- w strachu przed podjęciem nieskrępowanych, spontanicznych działań
- w braku umiejętności przegrywania i radzenia sobie z niepowodzeniami
- w braku umiejętności przyjmowania krytyki (branie wszystkiego bezpośrednio do siebie, brak dystansu do własnej osoby)
- w silnym samokrytycyzmie, trudności w akceptacji siebie i swoich ułomności
- w wybujałych aspiracjach
- w negatywnej samoocenie
- w wycofaniu, nieśmiałości
- w zaburzeniach poznawczych (zaburzenia pamięci, postrzegania siebie i innych, trudności z koncentracją i zapamiętywaniem, zmiany nastroju)
- w świadomej lub nie – silnej zależności emocjonalnej od rodziców (potrzeba akceptacji z ich strony)
Choć jednocześnie:
- w ambicji
- w ciężkiej pracy
- w sumienności i potrzebie wywiązania się z obowiązków
Michael Strober, profesor zajmujący się zaburzeniami odżywiania i psychiatrią na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles, twierdzi, że:
- w ciężkiej pracy
- w sumienności i potrzebie wywiązania się z obowiązków
Michael Strober, profesor zajmujący się zaburzeniami odżywiania i psychiatrią na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles, twierdzi, że:
osoby z powyższymi
cechami są „beznadziejnie nieprzygotowane na wymagania rozwojowe okresu
dojrzewania”.
Czyli na starcie jest już pod górkę, a dalej - bez wiedzy i podjęcia działania - coraz gorzej.
Co ciekawe jednak psycholodzy podkreślają, że perfekcjonizm
u osób z zaburzeniami odżywiania często pomaga im w życiu codziennym – w szkole
takie osoby zwykle mają bardzo dobre wyniki, w pracy uważane są za skuteczne i
bardzo wartościowe, zaangażowane. To również potwierdza mój przypadek. Dlaczego? Gdyż zwykle cele w tych miejscach wyznaczane
są przez innych, są realistyczne, możliwe do osiągnięcia.
Gdy jednak dochodzimy do kwestii związanych z wyglądem, a co
za tym idzie – planem na ulepszenie „własnego opakowania”, perfekcjonizm w
wydaniu takich osób obraca się na ich niekorzyść. Nierealne cele i zbyt wysokie
oczekiwania doprowadzają do zniechęcenia, spadku motywacji, marazmu. Co więcej
dla takich osób nie liczy się progres. Liczy się tylko i wyłącznie osiągnięcie
zamierzonego celu. WSZYSTKO albo NIC. BIAŁE lub CZARNE. Nie ma półśrodków.
Jedna słodka babeczka rujnuje całą dietę, jeden opuszczony dzień treningów – niweczy cały
plan. Stąd perfekcjonizm będzie w przypadku kompulsywnych obżartuszków czynnikiem
hamującym postęp oraz przeszkodą w leczeniu („bo szybciej, bo lepiej, bo teraz,
natychmiast”).
Pamiętam, gdy w trakcie kolejnej „diety cud” kilogramy
znikały, a moim znajomi byli zachwyceni metamorfozą. Ja tym czasem wciąż byłam
niezadowolona. Przecież mijały kolejne tygodnie, a ja traciłam 2, 4, 6 kg, a
chciałam 9. I chociaż dla innych moja waga była wymarzona, ja byłam coraz bardziej
zła i przygnębiona, bo nie potrafiłam zrealizować celu (9 kg albo nic!). Po
kilku miesiącach motywacja była tak niska, a rozczarowanie samą sobą tak
wysokie, że zarzucałam działanie, wracając do dawnych nawyków, popadając w
ciągi, które miały być karą – „skoro nie umiesz się zmobilizować, będziesz
gruba i obleśna!”.
To samo było w przypadku intensywnych ćwiczeń fizycznych.
Potrafiłam ćwiczyć 7 dni w tygodniu przez 3 miesiące, mieć naprawdę silne
mięśnie, coraz lepiej zarysowane pośladki, ramiona, plecy, mięśnie brzucha, ale
wszystko brało w łeb, gdyż cel –„szczupłe nogi i płaski brzuch” nie został
osiągnięty. Co z tego, że można było do tego dojść poprzez regularne ćwiczenia np.
3-4 razy w tygodniu, ale przez dłuższy okres czasu. Ja chciałam to osiągnąć w 3
miesiące i poniosłam porażkę!
W przypadku perfekcjonizmu osób z zaburzeniami odżywiania
dochodzi jeszcze kwestia pełnej koncentracji na kwestiach wyglądu.
Doprowadza to do alienacji, zaniedbywania osób najbliższych (zobacz: Ludzie, których nie ma – kompuls vs. najbliżsi). Cała energia chorej osoby skupiona jest na jej
problemie i celach. Co jednak pocieszające, po wygranej walce z Kompulsem, polepszeniu
ulegają również relacje interpersonalne. Dlatego warto walczyć o samego siebie
i innych!
Jak walczyć z takim perfekcjonizmem? To wcale nie jest łatwe, ale po prostu TRZEBA ODPUŚCIĆ. Trzeba wypracować w sobie możliwość akceptacji rzeczy i ludzi z ułomnościami. Perfekcjonistom zwykle łatwiej przychodzi akceptacja niedociągnięć u innych,
tymczasem kluczowym jest popuszczenie smyczy również, a raczej przede wszystkim dla samego siebie!
Nie da się tego zrobić z dnia na dzień. Nie da się w ciągu tygodnia odkryć całej palety barw między białym a czarnym. Ale można nad tym pracować etapami. Gdy kolejny raz dopadnie Cię kompuls, pogódź się z tym, powiedz sobie "trudno" i spróbuj nie użalać się nad sobą. W ten sposób masz szansę zahamować ciąg. Jeśli zamierzasz podjąć jakąś dietę - pomyśl, czy nie przesadzasz z jej zasadami? Czy nie łatwiej będzie ograniczyć (nie od razu - wyeliminować) w jednym tygodniu np. tylko słodycze, a w kolejnym dopiero alkohol czy ulubione fast foody? A jeśli będzie jakaś impreza u znajomych, czy naprawdę warto z niej zrezygnować, bo kusić będzie "pifko"? I czy jesteś przekonany o tym, że jedno piwo tak drastycznie wpłynie na dietę? Nie, o ile znowu nie postawisz się w sytuacji "wszystko, albo nic" i rzucić się w ramiona kompulsu. Czy warto rezygnować z wypoczynku nad morzem, bo ktoś na plaży będzie szczuplejszy? Czy jesteś gotowy zaszyć się w domu na całe życie, bo ktoś może pomyśleć, że jesteś gruby? POMYŚL!
To nieustawiczna walka, ale warto ją podjąć! Daj sobie szansę i bądź dla siebie dobry. Już niedługo ruszę na blogu z "wyzwaniami", które pozwolą Ci nabrać psychicznego dystansu do siebie i swojego ciała.
Jak myślisz, czy perfekcjonizm jest dla Ciebie przyczyną, a jednocześnie hamulcem w walce z chorobą? Daj znać!
M.
POLECANA LEKTURA
M.M. Antony & R.P. Swinson: When perfect isn’t good enough (Kiedy doskonałość nie wystarcza: jak
sobie radzić z perfekcjonizmem) 2008.
I jeszcze wystąpienie autora na TEDx (wersja EN): https://www.youtube.com/watch?v=TTbnBmwKuCI
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz