poniedziałek, 27 marca 2017

KOMPULSYWNE JEDZENIE – TEMAT TABU



Znasz takie powiedzenie „wstyd to kraść”? Niestety ogromna większość osób zmagających się z problemem kompulsywnego odżywiania jest przekonana, że musi się wstydzić również tego, co boli je najbardziej. W obawie przed niezrozumieniem i negatywną oceną kiszą się we własnym sosie beznadziei. Skąd to wiem? Z Waszych maili. I z autopsji…

Do poruszenia tego tematu skłonił mnie m.in. mój przyjaciel, którego zdaniem nazwa owego bloga to strzał w kolano. Mój Towarzysz Kompuls. Tak prosto z mostu, tak dosadnie, tak bezpośrednio. Zamiast wysilić się na eufemizm, walnąć coś o głodzie, diecie na opak, rzucić jakąś grą słów, odsłaniam sprawę tak bezwstydnie. I sama sobie jestem winna, że ludzie głównie piszą do mnie maile, komentują anonimowo i jedynie obserwują fanpage. No bo jak to polubić stronę, która nie pozostawia cienia wątpliwości, w czym problem? No właśnie.

Czego się wstydzisz kompulsywny obżartuszku?

Wiem dobrze, czego ja się wstydziłam jeszcze parę lat temu:

- NIEZROZUMIENIA/LEKCEWAŻENIA. O anoreksji i bulimii się rozmawia coraz częściej. Ludzie wiedzą, że to poważna sprawa i nie ma żartów z tego typu zaburzeniami. O kompulsywnym jedzeniu wiedzą nieliczni. Zwykle traktowane jest po macoszemu. Bo przecież tak łatwo sklasyfikować kompuls jako zwykłe obżarstwo. „Mniej żryj” – znacie to? MŻ i po kłopocie, schudniesz jak ta lala. Czyżby?

- SŁABOŚCI. Byłam przekonana, że kompulsywne jedzenie to oznaka słabej woli. Bo przecież w czym problem, żeby powstrzymać się od jedzenia?! Wiadomo, że „dietkowanie” to normalna sprawa w świecie kobiet, że są małe sukcesy i porażki, że ulegamy grzeszkom. Ok, ale ciągle mi się wydawało, że koleżankom się udaje osiągnąć/utrzymać zgrabne kształty, a ja – rzucana od napadu obżarstwa do głodówki ciągle stoję w miejscu lub tyję. Miałam się za gorszą, niesystematyczną, niewystarczająco zawziętą. Po prostu słabą.

- WŁASNEGO POSTĘPOWANIA. Bo normalny człowiek z niedowierzaniem słucha o tym, co wyprawia kompulsywny obżartuszek podczas napadu. Jestem przekonana, że nikt, kto tego nie przeszedł, nie jest w stanie zrozumieć, czym jest to wstrętne wewnętrzne napięcie, które paraliżuje, pobudza, wywołuje tak intensywne stany emocjonalne, że człowiek nie umie poradzić sobie z potrzebą jak najszybszego wygaszenia ich w sposób, który najszybciej przychodzi mu do głowy – jedząc na potęgę! I że można tyle zjeść. Że można pękać w szwach i dalej jeść, że można jeść czerstwą bułkę, stare herbatniki, po prostu wszystko, co się nawinie. Można jeść będąc zasłodzonym, zasolonym, mając odruchy wymiotne. Że można być tak najedzonym, że ma się problemy ze złapaniem tchu. Że w końcu – można czuć się jak śmietnik i oceniać się tak podle, jak nie jest w stanie nikt inny.

- UKRYWANIA. Jak złodziej. Jak przestępca. Jak zboczeniec. Pod osłoną nocy. Chowając jedzenie po szafkach. Z wypiekami na twarzy, by nikt nie widział. Czasami musiałam się nieźle napocić, żeby się najeść, gdy ktoś był ze mną cały czas. Byłam przerażona, że jestem do tego zdolna i było mi tak potwornie wstyd.

- SIEBIE. Wstydziłam się zwrócić na siebie uwagę innych. Nie wierzyłam w to, że jestem na tyle ważna, że warto zaprzątać sobie głowę moimi problemami. Wolałam być w cieniu, niż dać sobie pomóc. Wydawało mi się, że lepiej jest, że ludzie odbierają mnie jako życzliwą i otwartą osobę i nie wiedzą o tym, co dzieje się w mojej głowie i jak słabo siebie cenię. A stawiałam się naprawdę na niskim szczeblu. Każda dziewczyna o zgrabniejszych nogach, płaskim brzuchu itd. od razu leciała na piedestał, przygniatając mnie jego ciężarem.

No to czego Ty się wstydzisz kompulsywny obżartuszku? Dlaczego nie rozmawiamy otwarcie?

Jeśli tego o czym napisałam, mogę to zrozumieć. Jeszcze za wcześnie. Wiem, że nie jest prostym przyznanie się do tego wszystkiego przed publiką. Odsłonięcie części siebie, tej najbardziej wrażliwej, tej, która boli najbardziej. Zaakceptowanie słabości, odmienności.

Kompulsywne jedzenie to wciąż zbyt często temat tabu, niczym choroby weneryczne, alkoholizm, narkomania.

Kompulsywne jedzenie rodzi wstyd.

Ale to nie powód do wstydu!!! To po prostu zaburzenie, z którym trzeba się uporać, jak z każdym innym.

O kompulsywnym jedzeniu trzeba rozmawiać. Trzeba tłumaczyć, wspierać, edukować. Bo za dużo osób pozostaje z problemem samemu. Bo za dużo osób nie wierzy, że ktoś może pomóc, zrozumieć.

Nazywam się Marta. Przez ponad 10 lat zmagałam się z problemem kompulsywnego jedzenia. Choć wymagało to ogromnego wysiłku, a przede wszystkim czasu - zaakceptowałam to, otworzyłam się, chwyciłam pomocną dłoń, przestałam się wstydzić. Dziś jestem sobie za to bardzo wdzięczna. 

Dziś chciałabym Cię przekonać, byś zrobiła to samo.

ODWAGI!

M.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...