
Znasz takie powiedzenie „wstyd to kraść”? Niestety ogromna większość osób zmagających się z problemem kompulsywnego odżywiania jest przekonana, że musi się wstydzić również tego, co boli je najbardziej. W obawie przed niezrozumieniem i negatywną oceną kiszą się we własnym sosie beznadziei. Skąd to wiem? Z Waszych maili. I z autopsji…
Do poruszenia tego tematu skłonił mnie m.in. mój przyjaciel,
którego zdaniem nazwa owego bloga to strzał w kolano. Mój Towarzysz Kompuls.
Tak prosto z mostu, tak dosadnie, tak bezpośrednio. Zamiast wysilić się na
eufemizm, walnąć coś o głodzie, diecie na opak, rzucić jakąś grą słów, odsłaniam
sprawę tak bezwstydnie. I sama sobie jestem winna, że ludzie głównie piszą do
mnie maile, komentują anonimowo i jedynie obserwują fanpage. No bo jak to polubić
stronę, która nie pozostawia cienia wątpliwości, w czym problem? No właśnie.
Czego się wstydzisz kompulsywny obżartuszku?
Wiem dobrze, czego ja się wstydziłam jeszcze parę lat temu:
- NIEZROZUMIENIA/LEKCEWAŻENIA. O anoreksji i bulimii się
rozmawia coraz częściej. Ludzie wiedzą, że to poważna sprawa i nie ma żartów z
tego typu zaburzeniami. O kompulsywnym jedzeniu wiedzą nieliczni. Zwykle
traktowane jest po macoszemu. Bo przecież tak łatwo sklasyfikować kompuls jako
zwykłe obżarstwo. „Mniej żryj” – znacie to? MŻ i po kłopocie, schudniesz jak ta
lala. Czyżby?
- SŁABOŚCI. Byłam przekonana, że kompulsywne jedzenie to
oznaka słabej woli. Bo przecież w czym problem, żeby powstrzymać się od
jedzenia?! Wiadomo, że „dietkowanie” to normalna sprawa w świecie kobiet, że są
małe sukcesy i porażki, że ulegamy grzeszkom. Ok, ale ciągle mi się wydawało, że koleżankom się
udaje osiągnąć/utrzymać zgrabne kształty, a ja – rzucana od napadu obżarstwa
do głodówki ciągle stoję w miejscu lub tyję. Miałam się za gorszą,
niesystematyczną, niewystarczająco zawziętą. Po prostu słabą.
- WŁASNEGO POSTĘPOWANIA. Bo normalny człowiek z
niedowierzaniem słucha o tym, co wyprawia kompulsywny obżartuszek podczas
napadu. Jestem przekonana, że nikt, kto tego nie przeszedł, nie jest w stanie
zrozumieć, czym jest to wstrętne wewnętrzne napięcie, które paraliżuje,
pobudza, wywołuje tak intensywne stany emocjonalne, że człowiek nie umie
poradzić sobie z potrzebą jak najszybszego wygaszenia ich w sposób, który
najszybciej przychodzi mu do głowy – jedząc na potęgę! I że można tyle zjeść.
Że można pękać w szwach i dalej jeść, że można jeść czerstwą bułkę, stare
herbatniki, po prostu wszystko, co się nawinie. Można jeść będąc zasłodzonym,
zasolonym, mając odruchy wymiotne. Że można być tak najedzonym, że ma się problemy
ze złapaniem tchu. Że w końcu – można czuć się jak śmietnik i oceniać się tak
podle, jak nie jest w stanie nikt inny.
- UKRYWANIA. Jak złodziej. Jak przestępca. Jak zboczeniec.
Pod osłoną nocy. Chowając jedzenie po szafkach. Z wypiekami na twarzy, by nikt
nie widział. Czasami musiałam się nieźle napocić, żeby się najeść, gdy ktoś był
ze mną cały czas. Byłam przerażona, że jestem do tego zdolna i było mi tak
potwornie wstyd.
- SIEBIE. Wstydziłam się zwrócić na siebie uwagę innych. Nie
wierzyłam w to, że jestem na tyle ważna, że warto zaprzątać sobie głowę moimi
problemami. Wolałam być w cieniu, niż dać sobie pomóc. Wydawało mi się, że
lepiej jest, że ludzie odbierają mnie jako życzliwą i otwartą osobę i nie
wiedzą o tym, co dzieje się w mojej głowie i jak słabo siebie cenię. A
stawiałam się naprawdę na niskim szczeblu. Każda dziewczyna o zgrabniejszych
nogach, płaskim brzuchu itd. od razu leciała na piedestał, przygniatając mnie
jego ciężarem.
No to czego Ty się wstydzisz kompulsywny obżartuszku? Dlaczego nie rozmawiamy otwarcie?
Jeśli tego o czym napisałam, mogę to zrozumieć. Jeszcze za wcześnie. Wiem, że nie jest prostym
przyznanie się do tego wszystkiego przed publiką. Odsłonięcie części siebie,
tej najbardziej wrażliwej, tej, która boli najbardziej. Zaakceptowanie słabości, odmienności.
Kompulsywne jedzenie to wciąż zbyt często temat tabu, niczym choroby
weneryczne, alkoholizm, narkomania.
Kompulsywne jedzenie rodzi wstyd.
Ale to nie powód do wstydu!!! To po prostu zaburzenie, z którym trzeba się uporać, jak z
każdym innym.
O kompulsywnym jedzeniu trzeba rozmawiać. Trzeba tłumaczyć, wspierać, edukować. Bo za dużo osób pozostaje z problemem samemu. Bo za dużo osób nie wierzy, że ktoś może pomóc, zrozumieć.
Nazywam się Marta. Przez ponad 10 lat zmagałam się z problemem
kompulsywnego jedzenia. Choć wymagało to ogromnego wysiłku, a przede wszystkim czasu - zaakceptowałam to, otworzyłam się, chwyciłam pomocną
dłoń, przestałam się wstydzić. Dziś jestem sobie za to bardzo wdzięczna.
Dziś
chciałabym Cię przekonać, byś zrobiła to samo.
ODWAGI!
M.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz